niedziela, 6 grudnia 2015

frankowy pasztet

Kto żyje I się bogaci z pracy Polaków , to powinien partycypować w długach Polaków i być zainteresowany w utrzymania ładu w obiegu pieniądza na terenie Polski.
Kredyty na terenie Polski powinny być zaciągane w złotówkach i rozliczane w złotówkach , jeżeli Polska uważa się za państwo suwerenne.
Prezydent Duda stoi na straży suwerennośći ekonomicznej i politycznej Polski . Jego działania są usprawiedliwione.
Czy to zostanie dobrze odebrane przez ponadnarodowe instytucje finansowe ? Trzeba próbować ich przekonać do tego interesu, albo zmienić politykę Polską w stosunku do globalnych instytucji finanasowych , które Polskę traktują jak kolonię. Niedawno na kanale telewizyjnym TVN 24 Biznes i Świat była rozmowa z analitykiem rynków finansowych na temat franka i frankowiczów . Analityk ten snuł hipotezy oraz prognozy jak zachowa sie społeczeństwo polskie gdy chf będzie wyceniany w przedziale 5 - 6 pln . Dziennikarz prowadzący audycję aż zaniemówił i jąkającym sie , przestraszonym , roztrzęsionym głosem zapytał - " Jak to frank szwajcarski po 6 złotych ? " na co ten wybitny , doświadczony , czołowy analityk odpowiedział mu nie wzruszony - " Oczywiście że tak , jest tylko kwestią otwartą jak szybko to nastąpi " . Polecam telewidzom obejrzenie w archiwum powtórki tej wartościowej audycji .To jak to jest- fałszowali dwutlenek węgla czy tlenki azotu??? Osoby obeznane z tajnikami technicznymi nowoczesnych diesli wiedzą, że to zupełnie co innego. Tylko fałszowanie jest bezsprzecznie takie samo.
Szanowny Panie Red! Poza nieadekwatnym ale efektownym przywołaniem casus NOKIA (cóż, np. za Gomółki ceny art spożywczych rosły, ale staniały lokomotywy) niestosownym wydaje się wciąganie w zestaw prognostyków technologicznych wniosków wyniesionych z - nieetycznych ,a być może kryminalnych - zachowań biznesowych dyktowanych zwykłą chciwością lub chęcią dużego zysku. To, o czym Pan pisze na temat projektów Google'a czy Tesli w kontekscie ortodoksyjnej motoryzacji spalinowej - wydarzyć się może, ale nie musi.
Co do technologii - na dzisiaj i zapewne na jeszcze b. długo, zakładając ewolucyjny rozwój technologiczny i gospodarczy - napęd stricte elektryczny pozostanie niszowym. Piszą/ wspominają o tych uwarunkowaniach blogowicze powyżej. Proekologiczne życzenia / oczekiwania czy menagerskie zaklęcia lub ambitne plany rozwojowe nie zmienią praw fizyki - na razie nie mamy odpowiedniego i wszechstronnie zastępczego dla silnika spalinowego, autonomicznego źródła energii, które mogłoby zamknąć bilans energetyczny tego, co nazywamy współczesnym samochodem. Zaprzęganie do napędu prądu elektr. w wersji "sote" na skalę porównywalną z obecnym napędem spalinowym prawdopodobnie nie uda się prędko, o ile w ogóle. Ponieważ wpis blogowy nie jest miejscem na naukowy elaborat - w celu wyjaśnienia posłużę się pewną analogią. Otóż jakiś czas temu opatentowano rodzaj ultradźwiękowej głowicy (na prąd elektr.) , której jedna z funkcji potrafi zamrażać wodę prawie od dotknięcia. Przeciez to idealne rozwiązanie zamiast wszelkich instalacji chłodzących/ zamrażających - lodówki, zamrażarki, klimatyzacje etc też są na prąd, a na dodatek wymagają obiegu czynnika chlodzącego, zwykle mniej lub bardziej ekologicznego gazu. Dlaczego więc wciąż kupujemy "normalne" lodówki? Pierwszą i zasadniczą przyczyną jest zwykła ekonomia. Nawet po opracowaniu wielkoseryjnej technologii produkcyjnej wykorzystującej nowy patent, koszt "domowej" lodówki/ zamrażarki i tak oscylowałby w okolicach powyżej 20krotności tych, które kupujemy. Stać na takie "lodówki" tylko budżety militarne. Proszę tej analogii nie brać dosłownie.
Zainteresowanym polecam zapoznanie się z historią projektu / firmy Fisker. Szkoda, że jej rozwój został - jak na razie - wstrzymany. Nie wdając się w zbędne szczegóły: Fisker nie padł z powodu - jak głosiła potencjalna konkurencja - nadmiernej awaryjności aut, bo trudno cokolwiek zdefiniować jako zbytnią awaryjność dla pojazdów w ilości mniejszej niż tysiąc . Po kryzysie finansowym 2008 roku i krachu wielu amerykańskich firm, również motoryzacyjnych (vide Chrysler, teraz Fiat) , rządowe cięcia w USA objęły wiele wydatków i programów stymulacyjnych, w tym także proinwestycyjne ulgi podatkowe, których cofnięcie Fiskerowi (np. 200mln USD na 5 lat) de facto uniemożliwiło firmie dalszą działalność, przecież na tym etapie głownie rozwojową. Tym niemniej, technologia i patenty są rozwijane, teraz za pieniądze ... Pekinu. Dlaczego przywołuję tu pomysły Fiskera? Bo są na tyle pragmatyczne, proekologiczne i

jednocześnie sprawdzone, że na pewno da się je racjonalnie wykorzystać, zapewne nie masową skalę. Tyle tylko, że wraz z poszukiwaniem tzw. "czystego" napędu dla komunikacji powszechnej, powinniśmy chyba najpierw zdefiniować, czy posiadanie wyłącznie własnego samochodu, choćby nawet i "czystego" jest dla nas ważniejsze od czystego powietrza. Wszystkie bowiem te alternatywne "ekologiczne" auta mają dopiero powstać (exclusive Tesla, choć też nie jest alternatywna, bo droga) w fabrykach, których jeszcze nie ma. Pytanie na miarę filozoficznego dylematu pierszeństwa jajka/ kury: czy rzeczywiście bardziej ekologicznie jest wyprodukować nowy pojazd, którego rzekoma ekologiczność i trwałość, może być taką samą, zwykłą marketingową manipulacją, jaką okazało się spełnianie norm czystości spalin w autach VW? Można raczej odnieść wrażenie, że o ile oczekiwania nabywców są skutecznie tresowane przez marketing producentów, o tyle służą prawie wyłącznie realizacji korporacyjnych celów ekonomicznych, a wszelka ekologia, działania na rzecz ochrony środowiska etc dyrdymały to tylko masaż dla wrażliwych przed tresurą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz